Citatio.pl

Wpisy z tagiem "miłość nieprzyjaciół":

2020-12-26

Św. Szczepana, pierwszego Męczennika

Żył około roku Pańskiego 33.

(Żywot jego wyjęty jest z księgi Dziejów Apostolskich.)

Święty Szczepan, który miał szczęście pierwszy ponieść śmierć za Chrystusa Pana, znany nam jest dopióro od chwili, kiedy w latach już młodzieńczych zostawszy chrześcijaninem, a nawet jak niektórzy utrzymują, należąc do liczby siedemdziesięciu dwóch uczniów Pana Jezusa, odznaczył się szczególną gorliwością w służbie Kościoła, i wysoką świątobliwością.

Już zaraz po zesłaniu Ducha Świętego, zasłynął on, jak z wysokich cnót, tak nawet i z daru czynienia cudów.

Gdy codzień pomnażała się liczba wiernych, a którzy ożywieni duchem Ewangelii składali u nóg Apostołów swoje majątki na wspólne użycie wszystkich chrześcijan a szczególnie ubogich, wkrótce trudno było Apostołom podołać zajęciom jakiemi ich to obarczało, gdy głównie obowiązanymi widzieli się głosić Słowo Boże i sprawować święte Sakramenta. Niemogąc więc na wszystko razem wystarczyć, uznali właściwém innym poruczyć zarząd wspólnych dóbr chrześcijan. To jednak dało powód do pewnych zawiści i nieporozumień pomiędzy wiernymi. Żydzi nawróceni rodem z Grecyi będący, uskarżali się na Żydów nawróconych w Palestynie, że w rozdawaniu jałmużn byli stronnemi, i więcéj pamiętali o potrzebach wdów, sierot i ubogich swojego kraju, niż o przybyłych z zagranicy. Apostołowie postanowili co prędzéj powstrzymać tak gorszące niesnaski przeciwne miłości, którą przedewszystkiém wyznawcy Chrystusa Pana odznaczać się powinni. Zgromadziwszy więc co tylko było wtedy chrześcijan, rzekli do nich: „Bracia! chociażbyśmy pragnęli sami służyć wam w zarządzie dóbr waszych nam powierzonych, a co dla was stało się powodem niezgody, nie wypada jednak abyśmy przekładali zajęcie się ubogiemi, nad obowiązki nasze apostolskie, i żebyśmy dla karmienia ludu chlebem doczesnym, pozbawiali go chleba duchownego, bez którego dusze żyć nie mogą. Wybierzcie więc sami zpomiędzy siebie siedmiu mężów wyprobowanéj cnoty, roztropnych, pełnych Ducha Świętego, których uznacie godnymi tego żebyśmy im zarząd nad jałmużnami waszemi zwierzyli. Co do nas, powinniśmy przedewszystkiém trwać na modlitwie i głosić Słowo Boże.”

Wszyscy chętnie się na to zgodzili: wybór nastąpił i z siedmiu wybranych święty Szczepan był najpierwszym, jako najpowszechniéj znany ze swojéj żywéj wiary, czystości obyczajów, roztropności i innych darów Ducha Świętego, których był pełnym. Inni sześciu, bylito również zacni i świątobliwi nowonawróceni chrześcijanie, a których jak i świętego Szczepana Apostołowie wyświęcili na Dyakonów.

Odebrane święcenie sprowadziło jeszcze więcéj łask Bożych na Szczepana: stał się on jeszcze gorliwszym w obronie i szerzeniu wiary, gotowy za nią narazić się na wszelkie niebezpieczeństwa, i całém sercem oddany swoim obowiązkom miłosiernym. W pełnieniu ich był niezmordowanym, uprzedzał potrzeby ubogich, a z taką miłością się z niemi obchodził, że sama jego obecność już była dla nich pociechą i zbudowaniem.

Obarczony tego rodzaju zajęciami, które mu wiele pochłaniały czasu, znachodził go i na służenie Kościołowi, przez opowiadanie Ewangeli. Było w Jerozolimie kilka Synagog, a między niemi jedna którą nazywano synagogą Libertynów czyli wyzwolonych 1, to jest tych Żydów którzy zrodzeni z rodziców w niewolę wziętych przez Rzymian, zostali wyswobodzeni; a także były synagogi Cyrenejezyków, Aleksandrynów, i tych którzy z Cylicyi i z Azyi przybyli. Z każdéj z tych Synagog, występowali najuczeńsi Rabini z rozprawami przeciw świętemu Szczepanowi, którego kazania wielki rozgłos miały w Jerozolimie: lecz jakkolwiek bylito biegli mówcy, żaden z nich podołać mu nie mógł: wszystkich zbijał, wszyscy musieli ustępować mu placu, bo mądrość niebieska i duch Boży przez jego usta przemawiał. Nakoniec, widząc się zawsze pobitemi i w niemożności oparcia się sile jego wymowy popartéj i cudami jakie ten święty Dyakon ciągle czynił, uciekli się do zbrodniczego środka, postanowiwszy pozbyć się przeciwnika, który ich wszystkich zawsze wstydem okrywał, i coraz więcéj z ich nawet Synagóg Żydów do wiary chrześcijańskiéj nawracał. W tym celu przekupili kilku ludzi z gminu, aby ci rozgłaszali wszędzie że słyszeli Szczepana bluźniącego przeciw Mojżeszowi, a nawet przeciw Bogu. Oszczerstwo to rozeszło się pomiędzy ludem, a wzburzyło przeciw niemu szczególnie starszych kapłanów Żydowskich i Doktorów prawą. Ci rzucili się na świętego Szczepana, wciągnęli go do miejsca swojego posiedzenia, gdzie wnet zbiegło się wielu z tych właśnie którym najwięcéj chodziło o to aby go zabić. Tam postawili go przed sądem, przed którym fałszywi świadkowie zeznali że człowiek ten ciągle bluźni przeciwko Zakonowi i miejscu świętemu, gdyż jak mówili: „Słyszeliśmy utrzymującego Szczepana, że jego Jezus Nazareński, którego wszędzie chwałę głosi, zniszczy naszę świątynię, która jest główną siedzibą naszego wyznania, i że zmieni prawa podane nam przez Mojżesza.” Lecz święty Szczepan spokojny wśród tylu czyhających na życie jego nieprzyjaciół, w sercu nawet żadnego do nich nieczując żalu, stał z czołem rozpromienionóm, a „patrząc nań pilnie, wszyscy którzy zasiadali w radzie ujrzeli oblicze jego jako oblicze Anioła” 2, gdyż Pan Bóg takim cudem widzialnym, chciał objawić niewinność i świętość jego duszy.

Pomimo tego, wielki kapłan Kaifasz przewodniczący téj najwyższéj radzie, spytał go czy zarzuty jakie mu czynią są prawdziwemi. Święty Szczepan odpowiedział na to długą mową, w któréj najprzód wyraził cześć swoję dla Patryarchów Starego Zakonu, wyświecając szczególnie cnotę posłuszeństwa Bogu w Abrahamie, i przyrzeczenie jakie odebrał wielkiéj łaski którą ani obrzezanie, ani składanie ofiar, ani obrządki Starego prawa nie mogły mu wysłużyć. Potém mówił bardzo wymownie o Józefie zaprzedanym przez braci, jako przedstawiającym w przepowiedni obraz Jezusa Chrystusa, i następnie przeszedł do Mojżesza, któremu miał jak go oskarżono czci ujmować. Dowiódł że tak wcale nie jest, lecz przy téj sposobności, w żywych wyrazach przypomniał że Żydzi odrzucili byli tego Proroka którego im Pan Bóg zesłał na wywiedzenie ich z niewoli, i że po ich wyzwoleniu przez niego stali się mu nieposłusznymi, pomimo wielkich cudów jakie czynił. Następnie dowodził że i sam Mojżesz zapowiedział im innego jeszcze po sobie Proroka, który będzie prawdziwym Wybawicielem Izraelitów. Wyraźnie bowiem, ten prawodawca Starego zakonu powiedział: „Pan Bóg wskrzesi z krwi waszéj, podobnego mnie Proroka, lecz nierównie ode mnie większego, którego ja słabym tylko jestem obrazem; Jemuto powinniście podlegać, i Jego słuchać.” Nareszcie wyrzucając narodowi Żydowskiemu skłonność jaką okazywał zawsze do bałwochwalstwa, święty Dyakon bronił się od czynionego mu zarzutu jakoby miał powstawać na Stary Zakon. Przyznał że przykazanie obrzezania pochodziło od Boga, że prawa dawnego przymierza byłyto wyrocznie Boskie, że z rozkazu to Bożego Mojżesz zbudował Przybytęk (Tabernaculum) i Salomon wzniósł swoję wspaniałą świątynię: lecz przydał, że według proroków, Pan Bóg nie przebywa w świątyniach ręką ludzką wzniesionych, dając przez to do zrozumienia, że nie dosyć było należeć do liczby uczęszczających do świątyni i znać Stary Zakon, bo bez tego i Abraham i inni Patryarchowie zostali uświęceni, lecz że zbawionym można być jedynie przez wiarę i postępki do niéj stosowne, i nakoniec że wszelkie wysilenia ludzkie, nie potrafią powstrzymać wyroków Boskich, a więc że Żydzi napróżno zamyślają oprzeć się głoszeniu Ewangelii. I wtedy uniesiony w duchu i wielką zapalony gorliwością, podnosząc głos zawołał: „Ludu twardego karku i serc nieujarzmionych, a ucha głuchege, ty się zawsze sprzeciwiasz Duchowi Swiętemu. Co czynili ojcowie wasi, to i wy czynicie. Jakiż był prorok któregoby ojcowie wasi nie prześladowali? Oni nawet pomordowali tych, którzy im przepowiedzieli przyjście Sprawiedliwego, któregoście oto teraz stali się zabójcami, wy którzyście otrzymali Zakon przez Aniołów a zachować go nie chcieliście.”

Owoż, na te słowa przerwali wrzaskiem swoim mowę jego Żydzi, którzy słysząc te wielkie kolące ich w oczy prawdy, w taką złość wpadli, że „zębami nań zgrzytali” 3. Szczepan zaś przepełniony Duchem Świętym, stał nieporuszony, a widząc że zabierają się do wydania na niego wyroku śmierci, wzniósł oczy do Nieba, i ujrzał najwyraźniéj wielką jasność przedstawisjącą Boga, a po prawicy Ojca przedwiecznego Jezusa Chrystusa stojącego, który zachęcał go do mężnéj walki, przyrzekając mu koronę niebieską. Uniesiony tedy niewymowną radością, niemogąc powstrzymać wzruszenia, wielkim głosem zawołał: „Oto widzę Niebiosa otworzone, i Syna Człowieczego stojącego po prawicy Bożej.” 4 A wtedy usłyszawszy to Żydzi, zaczęli wydawać straszne okrzyki, zatykali sobie uszy, wołając że bluźnił w końcu rzucili się na niego I wywlekli za miasto Jerozolimę, ku drodze wiodącej do Cedar, aby mu zadać śmierć jaką wyznaczał Zakon na bluźnierców, to jest przez ukamienowanie.

Fałszywi więc świadkowie którzy go oskarżyli, mając według przepisu tegoż Zakonu pierwsi rzucać na skazanego na śmierć kamieniami, złożyli odzienie swoje u nóg młodzieńca zwanego Szawłem, który podówczas był jeszcze zawziętym prześladowcą chrześcijan, a późniéj pod imieniem Pawła stał się Apostołem Chrystusowym, i którego nawrócenie święty Augustyn przypisuje właśnie modlitwie świętego Szczepana, którą on wtedy zanosił do Boga za swoich morderców. Gdy bowiem posypał się wnet na niego grad ogromnych kamieni, on widząc śmierć niechybną i blizką, zawołał: „Panie Jezu! przyjmij ducha mojego”, a kiedy silniéj ugodzony, chylił się ku ziemi i miał już skonać, „klęknąwszy na kolana zawołał głosem wielkim mówiąc: «Panie! nie poczytuj im tego grzechu», i to wyrzekłszy zasnął w Panu”. 5 Błogosławiony zgon tego pierwszego świętego Męczennika nastąpił 26-go Grudnia roku Pańskiego 33-go.

Sławny uczony Żyd, a już wtedy nawrócony, Gamalijel, nocy następnéj potajemnie kazał wziąść jego ciało, i zanieść do swoich dóbr, które miał o kilka mil od Jerozolimy. Złożył je tam w grobowcu, gdzie późniéj sam z synem swym Abidusem i Nikodemem z Arymatei był pochowany, a zkąd te wszystkie ciała, w kilka wieków późniéj, przez cudowne objawienie odkryte, wydobyte zostały. 6

Pożytek duchowny

Swięty Szczepan w chwili swojéj śmierci męczeńskiéj naśladując Zbawiciela, jak On na krzyżu, modlił się za swoich morderców. Niech ci to przypomni obowiązek chrześcijański miłowania nieprzyjaciół, i skłoni do ścisłego obracbowania się z sumieniem czy przeciw temu najwyraźniejszemu przykazaniu Boskiemu, bo przez Pana Jezusa danemu, nie masz sobie czego do wyrzucenia.

Modlitwa (Kościelna)

Daj nam prosimy Cię Boże! naśladować to, co w świętym Szczepanie czcimy; abyśmy się nauczyli i nieprzyjaciół miłować, bo uroczyście obchodzimy śmierć męczeńską tego, który umiał i za kamienujących go modlić się do Pana naszego Jezusa Chrystusa Syna Twojego, Który z Tobą żyje i króluje i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1120–1123.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 1015–1016

Kościół nazywa świętego Szczepana „arcymęczennikiem” i oddaje mu wielką cześć, gdyż on przed apostołami dał świadectwo boskości Jezusa Chrystusa i wiary Jego; on pierwszy poniósł śmierć za Chrystusa, on wreszcie rozpoczyna długi szereg bojowników walczących za chrześcijaństwo.

  1. Pan Jezus, Syn Boga, przyjął naturę ludzką, aby ludzi pouczać i zbawić. Głosząc swe Boskie nauki, stwierdzał ich Boskość swymi czynami. Po swej ofiarnej śmierci wzniósł się do Nieba, gdzie zasiada po prawicy Ojca. Aby i ci, którzy Pana Jezusa ani widzieli, ani słyszeli, przyjęli Jego naukę, potrzeba nowego świadectwa, a świadectwo to dają Męczennicy święci; dają je oni nie samym tylko słowem, ale i ofiarą własnego życia. Oni tworzą niejako dalszy ciąg posłannictwa Chrystusowego. Podwaliną i fundamentem Kościoła katolickiego jest słowo i krew przenajświętsza Jezusa Chrystusa, ale podporę jego w czasach burzliwych, trwałość po wszystkie czasy, rękojmię zwycięstwa i pokonania wszelkich przeszkód stanowi krew Męczenników, która łączy się z krwią Boskiego Mistrza w jedną wspólną ofiarę. Kościołowi nie brakło nigdy ani Męczenników ani cudów: Męczennicy i cuda zawsze poświadczać będą Boski początek Kościoła i Boskie Jego posłannictwo. Cześć przeto i wdzięczność należy się Męczennikom świętym za to, z czego się już wywiązali i z czego się jeszcze po dziś dzień wywiązują.
  2. Męczennicy we wszystkim są podobni do Króla i Pana swego, i to nada je im piętno wiarogodnych świadków. Pan Jezus powiedział, że są podobni do owiec, znajdujących się w otoczeniu wilków, i że sami zubożeli, aby wszystkich wzbogacić. Tchnący nienawiścią świat znęca się nad nimi, oni są słabi i bezbronni, ale w tej nierównej walce zwycięstwo ich jest tym chwalebniejsze. Ponoszą śmierć jakby byli bluźniercami, ale ani zniewagi, ani okrucieństwo śmierci nie zdoła ich przerazić, ani wycisnąć skargi z ich ust: mając Chrystusa w sercu są przez to silniejsi od nieprzyjaciół. Święty Paweł mówi: „Chrystus ukrzyżowany jest siłą Boga i mądrością Boga”. Tępieni, a jednak zdobywający świat Męczennicy są najwymowniejszym świadectwem, że Chrystus, którego wyznają, jest rzeczywiście siłą i mądrością Boga. Ostatnia ich modlitwa jest na wzór Mistrza Boskiego modlitwą do Boga za katów i oprawców, aby im winę przebaczył. Kościół katolicki czci ich i pozwala im brać udział w triumfie Boga-Człowieka. Umieszcza ich święte kości w kamieniu ołtarzowym i błaga ich przy ofierze Mszy świętej, aby się wstawiali do Boga za braci jeszcze cierpiących i walczących na tym padole ziemskim.

Footnotes:

1

Dzie. VI. 9.

2

Dzie. VI. 15.

3

Dzie. VII. 54.

4

Tamże 55.

5

Dzie. VII. 59.

6

Obacz święto wynalezienia ciała świętego Szczepana pod dniem 3-m Sierpnia.

Tags: św Szczepan „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik św Paweł miłość nieprzyjaciół
2020-10-27

Św. Iwona, z Trzeciego Zakonu św. Franciszka Serafickiego

Żył około roku Pańskiego 1303.

(Żywot ta wyjęty jest z Bulli jego kanonizacyi.)

Święty Iwo francuz, urodził się w małéj wiosce Martini w prowincyi Bretańskiéj (Bretagne) położonéj, roku Pańskiego 1258. Ojciec jego nazywał się Helory, matka miała imię Azora, oboje ze szlacheckiego rodu i wzorowi chrześcijanie. Dziecinne lata spędził pod okiem bogobojnych rodziców, którzy gdy podrósł oddali go do szkół, i zwierzyli dozór jego bardzo zacnemu nauczycielowi. Ten niewiele miał około niego pracy, gdyż znalazł w nim i zdolności niepospolite, i wielką w naukach pilność, ale szczególnie gruntowną pobożność, którą młody ten chłopaczek odznaczał się w gronie swoich rówienników. Gdy miał lat czternaście, a w naukach znakomity uczynił postęp i wielkie w nich okazywał zamiłowanie, rodzice chociaż pragnęli już się z nim nie rozstawać, bo największą był dla nich pociechą, na jego jednak usilne prośby, wysłali go do Paryża dla słuchania tam wyższych wykładów w akademii.

Młody Iwo, jakkolwiek sam życzył sobie tego, znał jednak niebezpieczeństwa dla duszy, jakie spotykają zwykle młodzieńca, dla pobierania wyższych nauk do wielkiego miasta udającego się, i wchodzącego w grono niedorosłych ludzi łatwy dających przystęp przewrotnym zasadom wszelkiego rodzaju. Polecił się téż w szczególny sposób opiece Matki Bożéj, do któréj miał zawsze serdeczne nabożeństwo, zawiązał bliższe stosunki tylko z młodymi towarzyszami podobnież jak on pobożnymi, a obrawszy sobie światłego i świątobliwego spowiednika, często przystępował do Sakramentów świętych. Co mu zaś zbywało czasu od nauk, ten poświęcał na modlitwę. To wszystko utrzymało go stale na drodze pobożności, do któréj wdrożonym był od lat dziecinnych, i nietylko nie przeszkodziło mu w jego pracach naukowych, ale owszem, tak się w nich świetnie odznaczył, że uzyskawszy wyższe stopnie akadamickie w uniwersytecie Paryzkim, udał się do uniwersytetu w Orleanie, dla słuchania Teologii i prawa kanonicznego, gdyż wtedy już powziął był zamiar wstąpienia do stanu duchownego.

Od téj pory, zaczął zadawać sobie różne umartwienia ciała: przestał używać wina i wszelkiego trunku, jadał tylko najprostsze potrawy, i ostrą włosiennicę nosił na ciele. Wszystkie posty przez Kościoł nakazane zachowywał susząc o chlebie i wodzie, i wiele dobrowolnych przydawał, w których jadał tylko trochę jarzyny surowéj. Sypiał zwykle trzy godziny tylko na gołéj ziemi, pod głowę biorąc księgę Pisma Bożego, a gdy się już bardzo czuł strudzonym, podściełał sobie trochę wiórów albo liści suchych. Często całe noce spędzał w piwnicy na modlitwie. Umartwienia téż takowe, wyjednały mu łaskę nieskazitelnéj czystości, którą od dzieciństwa przez całe życie dochował, a przytém i inne dary szczególne, któremi go Pan Bóg na modlitwie obdarzał. Podczas niéj obcował z Aniołami, którzy mu się objawiali w postaci widzialnéj, rozmawiali z nim, pokrzepiali go w jego pracach i trudach, i wielką napełniali pociechą.

Skoro został kapłanem, a już przedtém znany powszechnie ze swojéj wysokiéj świątobliwości, życia bardzo pokutnego, wielkiego dla biednych miłosierdzia i znakomitéj nauki, Archidyakon Renińskiéj dyecezyi, powołał go na urząd Oficyała, którego głównym obowiązkiem, było załatwianie spraw sądowych w téj dyecezyi. Oddał się temu święty Iwo całém sercem, a powodowany wielką dla biednych miłością, stał się najtroskliwszym opiekunem wdów, sierot i ubogich, których nietylko załatwiał sprawy jak najprędzéj i według najściślejszéj sprawiedliwości, lecz sam podejmował się ich obrony bezpłatnie, owszem z własnéj kieszeni potrzebne na to koszta zaspokajał. Czynił to nawet dla ubogich i przed sądami świeckiemi, chodził około ich sprawy najpilniéj, odwiedzał ich i pocieszał jeśli trzymani byli w areszcie, lub ukarani więzieniem. Słowem słusznie zwano go powszechnie Obrońcą wszystkich ubogich i we wszystkich ich prawach.

Jak tylko miała się wytoczyć jaka sprawa przed jego Trybunał jako najwyższego Sędziego Dyecezyalnego, dokładał wszelkiego starania, aby strony występujące przeciw sobie, pojednać przed rozpoczęciem sprawy. Udawało się to ma najczęściej, gdyż wysoka jego świątobliwość powszechnie znana, nadzwyczajną dawała mu powagę. Zdarzało się, że osoby najzawzięciéj przeciw sobie mające wystąpić, gdy pomimo jego prośb i starań pogodzić się nie chciały, w końcu jednały się, w skutek Mszy świętéj, którą na tę intencyą odprawiał. Gdy zaś wypadało mu wydać jaki wyrok chociażby najłagodniejszy, rzewnemi łzami się wtedy zalewał, mówiąc iż mu to żywo stawi na pamięci sąd ostateczny, na którym przyjdzie mu wysłuchać wyroku jaki Pan Bóg na niego wyda.

Tak święty sposób sprawowania ważnego urzędu którym był obarczony sprawił, że wszyscy Biskupi okoliczni, pragnęli mieć go przy sobie, jeden przed drugim ubiegali się o to. Tregirejski (Trégire) przyciągnął go do swojéj dyecezyi, i w téj zajaśniał Iwo wysokiemi cnotami, na tymże samym urzędzie Oficyała Biskupiego. O ile ubodzy go kochali jak ojca, a wszyscy prawi i poczciwi ludzie w wielkiéj czci mieli, o tyle i źli nawet okazywali się jego powadze uleglejszymi niż komu innemu. Zdarzyło się, że urzędnicy królewscy, dopuszczając się wielkiego bezprawia, zagrabili już byli rzeczy do Biskupa należące, i zabierali się toż samo zrobić i ze sprzętami kościelnemi. Nikt się ich przemocy opierać nie śmiał, ani sam Biskup już pokrzywdzony. Święty Iwo udał się do kościoła gdzie ciż łupieżcy przybyli, i sam jeden stawiąc im czoło, odwiódł od tego Świętokradztwa, i skłonił nawet do oddania Biskupowi tego co mu niesłusznie wydarli.

Święty Iwo sprawując urząd Oficysła, był razem i proboszczem parafii Lohaneckiéj (Lohanec). Widząc iż częste wydalenie się z plebani, nie dozwala mu osobiście zatrudniać się powierzonemi mu duszami, uwolnił się od urzędu Oficyała, i już stale pomiędzy swojemi owieczkami zamieszkał. Wielki wielbiciel świętego Franciszka Serafickiego, niemogąc dla słusznych powodów opuścić świata, na którym tyle dobrego robił a sobie tak wielkie skarbił przed Bogiem zasługi, wstąpił do Trzeciego Zakonu przez Patryarchę Asyskiego założonego, to jest został Tercyarzem Reguły świętego Franciszka Serafickiego.

Odtąd téż podwoił umartwień ciała, jeszcze uboższe jak dotąd prowadził życie, i na miłosierne uczynki obracał wszystkie swoje dochody, a nawet i od innych na też cele wielkie wypraszał jałmużny. Przywdział ubogą szarą satanę z kapturem; posty tak ścisłe zachowywał że zdarzało się iż cały tydzień żadnego zgoła nie brał posiłku, a wtedy nietylko żadnych ze swoich obowiązków nie opuszczał, lecz widziano go jeszcze czynniejszym, a tak świeżo wyglądającym po kilku dniach nie jedzenia, jakby przez ten czas na najposilniejszych pokarmach się odżywiał. Wstawał o północy, na odmówienie pacierzy kapłańskich, zwanych Jutrznią. Odprawiał Mszę świętą codziennie, i podczas podniesienia widywano spuszczającą się na niego kulę ognistą. Na kazania jego zbierało się tak wiele ludzi, że za każdą razą trzeba było urządzać mu kazalnicę za kościołem, aby nagromadzone tłumy ludu słuchać go mogły. Razu pewnego idąc z kazania do sąsiedniej wioski, nadszedł nad rzekę niespodzianie wezbraną, na któréj most był zerwany. Przeżegnał ją, i wody się przed nim rozstąpiły, a gdy suchą nogą przeszedł na brzeg drugi, na powrót koryto zajęły. Gdy już nie miał pieniędzy, suknie swoje oddawał ubogim. Zdarzyło się że spotkawszy zimą starca na pół nagiego, oddał mu swoję sutanę z kapturem; skoro od niego odszedł, ubogi zniknął, a suknia sama cudownie napowrót go przyodziała. W czasie panującego morowego powietrza z plebanii swojéj zrobił szpital a późniéj założył osobny, i ten swoim staraniem ciągle utrzymywał. Miał zwyczaj codziennie brać do stołu jednego ubogiego. Razu pewnego przyszedł trędowaty, tak obrzydliwemi wrzodami okryty, że sam Iwo doznał na ten widok wstrętu. Aby się przezwyciężyć, posadził go obok siebie i jadł z nim z jednego talerza. W środku obiadu, gość ten stał się jasnym jak słońce, tak że cały pokój zdawał się w ogniu, i powiedziawszy Dominus vobisum: „Pan z wami” znikł: byłto bowiem Anioł, którego mu Pan Bóg zesłał w nagrodę tego rodzaju jego uczynności i miłości dla biednych. Dzikie zwierzęta wszelkiego rodzaju tak mu były posłuszne, że w polu lub w lesie, ptaki siadały mu ma ręku, i na jego zawołanie przylatywały i odlatywały.

W cnotach wszelkich coraz większego nabierając wzrostu, i wielu rozmaitemi obdarzony od Boga darami, miał sobie objawioną godzinę śmierci, i tę na kilka tygodni przed zgonem wyraźnie zapowiedział. Gdy nadeszła, przyjął ostatnie Sakramenta święte z uczuciami najżywszéj wiary i pobożności, i słuchając śpiewów anielskich, zasnął błogo w Panu dnia 19 Maja roku Pańskiego 1303.

Za życia i po śmierci słynącego cudami, Papież Klemens VI w poczet Świętych wpisał. Święto jego dziś się obchodzi, jako w rocznicę przeniesienia ciała jego z Paryża gdzie umarł, do miasta Tregiery.

Pożytek duchowny

Święty Imo który za życia był szczególnym obrońcą i opiekunem spraw wdów, sierot i ubogich, jest dziś królujący w niebie, głównym Patronem tych, którzy z urzędu swojego ten rodzaj obowiązków spełniają. Gdy więc masz jaką sprawę rozpoczynać, uciekaj się do jego pośrednictwa, aby ci dał tak jak to za życia często robił, pojednać się ze stroną tobie przeciwną, bez wszczynania procesu, który rzadko bez obrazy miłości bliźniego prowadzić można.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś błogosławionego Iwona, wyznawcę Twojego, miłosiernemi uczynkami, cudami i cnotami, w Kościele Twoim świetnym uczynił; spraw prosimy, abyśmy za jego zasługami i modlitwami, Twoich dobrodziejstw dostąpili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 920–922.

Tags: św Iwo z Bretanii „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna czystość sprawiedliwość ubóstwo zaraza miłość nieprzyjaciół
2020-07-12

Św. Jana Gwalberta, Założyciela Zakonu Walumbrozyanów (Vallis Umbrosae)

Żył około roku Pańskiego 1078.

(Żywo jego napisany był przez Melancyusza, tegoż zakonu Generała.)

Święty Jan Gwalbert, syn bogatego pana z Florencji, urodził się przy końcu dziesiątego wieku. Wychowany był starannie, lecz bardzo światowo. Ojciec jego oddany wojaczce, w Gwalbercie kiedy jeszcze był młodym, rozbudził ducha zemsty przeciw zabójcy brata jego Hugona. Uczuciem niechrześcijańskiém powodowany, zlecił mu był aby starał się spotkać owego zabójcę, i śmiercią go ukarał za zadaną śmierć jego bratu. Gwalbert, w którego sercu podobnież przyćmione były uczucia miłości bliźniego, niepamiętny zakazu Bożego niedozwalającego mścić się nad największym wrogiem, z chęcią nawet podjął się tego katowskiego posłannictwa.

Wkrótce potém zdarzyło się, że gdy wracał z przejażdżki konnéj w polu, w sam dzień Wielko-piątkowy, spotkał zabójcę brata i natarł na niego w miejscu tak ciasném, iż tamten ani odporu dać nie mógł, ani uchodzić, Miał go już przeszyć mieczem, kiedy winowajca padając mu do nóg i złożywszy ręce na krzyż, zawołał: „Daruj mi życie, dla miłości Pana naszego ukrzyżowanego w dniu właśnie dzisiejszym.” Słowa te poruszyły do głębi serce Gwalberta: „Zakląłeś mnie, rzekł, na Imię tego u którego i ja żebrzę odpuszczenia grzechów: nie chcę przeto mścić się na tobie, owszem niech mi tak Bóg odpuści, jak ja ci wszystko odpuszczam.” I to powiedziawszy, uściskał go i w dalszą puścił się drogę.

Przejeżdżając około kościoła świętego Miniata, wszedł tam aby się pomodlić przed Panem Jezusem ukrzyżowanym, i podziękować że mu nie dopuścił dokonać zbrodni. Przytém szczerze skruszony, prosił Pana Boga aby niegodziwy zamiar pomszczenia się, jaki długo żywił w sercu, przebaczyć mu raczył. Wtedy ujrzał, że Pan Jezus z krzyża skłonił do niego głowę, jakby na znak i przebaczenia i szczególnéj Swojéj łaski. Jakoż, nią dotknięty w téj chwili postanowił opuścić świat, na którym przyklaskują takim czynom jakiego on tylko co nie stał się winnym, i poświęcić się wyłącznie Bogu. Odprawiwszy tedy do domu służbę którą miał przy sobie, niezwłocznie udał się do opata klasztoru przy tymże kościele, i prosił go o przyjęcie do zakonu. Opat który go znał dawniéj, dowiedziawszy się od niego o wszystkiém i poznając w tém szczególne działanie Ducha Świętego, przyjął go, lecz pozostawiając przez pewien czas na próbie, sukni mu zakonnéj jeszcze nie dawał.

Tymczasem ojciec Gwalberta, dowiedziawszy się że syn do zakonu wstępuje, przybył do klasztoru chcąc go ztamtąd bądź co bądź wyrwać. Jan ukrył się przed nim, a ojciec odjechał, zagroziwszy najsurowszą zemstą opatowi i zakonnikom, jeśli go w habit przyobleką. Obawiali się téż oni dać mu suknię zakonną, a gdy pomimo usilnych jego próśb uczynić tego nie chcieli, Jan pobiegłszy do kościoła i zerwawszy habit z jednego z zakonników, sam sobie ostrzygł głowę, i tenże habit na siebie z ołtarza wciągnął. Przybył ojciec powtórnie, i gniewem wielkim się uniósł, lecz w końcu ubłagany przez opata, i syna pobłogosławił i sam mu zalecił wytrwałość w świętém przedsięwzięciu.

Uszczęśliwiony Gwalbert, iż postanowienie swoje do skutku doprowadził, całém sercem oddał się życiu zakonnemu. Postami i wszelkiemi umartwieniami ciało trudził; modlitwy pilnował i w niéj coraz wyższe otrzymywał dary; co mu zbywało czasu, wytrwale pracował, pokory, posłuszeństwa i ubóstwa zakonnego najdoskonalszy wzór w sobie przedstawiając.

Wkrótce téż potém gdy opat umarł, bracia jednomyślnie Jana na jego miejsce wybrali. Godności téj jednak w żaden sposób przyjąć nie chciał, z czego jeden z niesumiennych zakonników korzystając wdarł się nieprawnie na przełożeństwo. Z tego wszczęły się w klasztorze wielkie niesnaski, które spowodowały że Jan z drugim świątobliwym zakonnikiem opuścił to zgromadzenie i udał się na puszczę, szukając miejsca jak najbardziéj osamotnionego. Przybyli na pustynię Kamaldulską, już wtedy pokrytą chatkami pustelników Reguły świętego Romualda, którzy chętnie przyjąć ich chcieli. Lecz że Gwalbertowi i jego towarzyszowi, chodziło nie o pustelnicze życie, lecz wspólne zakonne, według Reguły świętego Benedykta, puścili się daléj i zaszli na dolinę ciemnistą zwaną Val umbrosa gdzie znalazłszy dwóch już zakonników służących Panu Bogu, zbudowali sobie przy nich chatkę i rozpoczęli wspólne życie zakonne.

Wkrótce potém, na rozgłos sławy świątobliwości Jana, wielu się z nimi połączyło, pragnąc tenże rodzaj życia prowadzić. Okazała się téż potrzeba założenia obszernego i stałego klasztoru. Ksieni klasztoru świętego Hilarego będącego w tych okolicach, na ten cel odstąpiła im znaczne grunta, i koszta na wybudowanie gmachu podjęła. W krótkim czasie stanął klasztor, a liczni już wtedy bracia, obrali przełożonym Gwalberta, który do Reguły świętego Benedykta przydał i swoje ustawy, zakładając wtedy nowe zakonne zgromadzenie, z czasem po wielu krajach katolickich upowszechnione, a od miejsca w którém powstało Walumbrozyanami zwane.

To grono duchownych synów swoich, prowadził święty Gwalbert drogą najwyższéj doskonałości zakonnéj, sam we wszystkich cnotach im przodując, tak iż pospolicie mawiano, że ktoby chciał poznać kto jest ich Opatem, niech patrzy kto zpomiędzy nich najostrzejszy i najpracowitszy żywot wiedzie, a najpokorniéj wygląda. Kiedy po niedługim czasie, liczba zakonników jego znacznie się pomnożyła, święty Jan założył z kolei kilka klasztorów w różnych miejscach, a prócz tego kilka dawnych poddało się jego zarządowi i jego Regułę przyjęło.

Wielkim był ubóstwa zakonnego miłośnikiem. Zdarzało się iż jeśli na założenie którego klasztoru otrzymywał więcéj niż to co sądził że koszta budynku wyniosą, pozostałość rozdawał ubogim. Budował klasztory jak najbiedniejsze. Razu pewnego przybywszy do swego klasztoru Musutańskiego, który tylko co był wybudowany, postrzegł że Rudolf którego tam zrobił Opatem, zanadto wspaniałe gmachy powznosił. Zasmucił się tém Święty i rzekł do Opata: „Ileżto tu zmarnowałeś grosza, którym wspomódz można było ubogich!” A obróciwszy się do małéj rzeczki która tam płynęła, podniósł ręce do nieba i zawołał: „Boże wszechmogący! któremu z małych rzeczy łatwo zrobić wielkie: spraw to z łaski Twojéj, aby ta mała rzeczułka, te wielkie a niepotrzebne budynki obaliła.” I to mówiąc zaraz odszedł, nie chcąc nawet dłużéj w tym klasztorze zabawić. Zaledwie się oddalił, a oto rzeczka zaczęła w najniespodziewańszy i najdziwniejszy sposób wzbierać, w gwałtowny potok się zamieniła, i w wylewie swoim ogarnąwszy i klasztor, podmyła go i obaliła. Opat Rudolf, nauczony tym cudownym wypadkiem, chciał na inném miejscu ubogi klasztor zakładać, lecz święty Gwalbert kazał mu go wznosić na tymże samym gruncie, upewniając, że byle był ubogi, rzeczki obawiać się nie trzeba. Przybywszy do innego klasztoru przedstawiono mu tam nowicyusza, który na świecie bardzo bogaty, całe swoje dobra na klasztor ten zapisał. Święty uściskał go, pobłogosławił, do wytrwałości zachęcił, a zapis w jego oczach podarł.

Wielkie okazywał zawsze miłosierdzie dla ubogich, których wspierał czém tylko mógł. Często się zdarzało, iż rozdawał pomiędzy nich cały zasób klasztorny, nie oglądając się nawet na dnia następnego potrzeby. Z razu, niektórzy bracia ośmielili się sarkać na to, lecz się przekonali, że za każdą razą, na modlitwę świętego Gwalberta, Pan Bóg cudownie zaopatrzenie im zsyłał. Pewnego roku głód wielki dotknął całą okolicę klasztoru, którego Gwalbert był Opatem. Tłumy zgłodniałego ludu otaczały codziennie furtę. Sługa Boży zaopatrywał ich długo, lecz nakoniec dnia pewnego cały spichrz klasztorny wypróżnił, i już nic nie miał im do dania, a wielka liczba ubogich z głodu prawie umierała. Wyszedł do nich Opat, i na wierzchu wysokiéj spadzistéj góry, ujrzał pasące się krów stado. Ukląkł, i tak zaczął się do Patrona swojego klasztoru modlić: „O święty Pawle! spuść jednę krowę tym ubogim.” I w téjże chwili krowa spadła na dół, zabiła się, a ubodzy mięsem się jéj posilili. Przez dziesięć dni następnych tak samo się modlił, i toż samo codzień się działo; aż nareszcie spostrzegłszy to pasterze, przybyli do niego domagając się aby wynagrodził szkody, których według ich mniemania był przyczyną. Lecz on ich zapewnił że żadnéj krzywdy nie mają: jakoż, gdy wróciwszy obliczyli trzodę, żadnéj krowy nie brakło.

Wiele innych cudownych darów udzielił mu był Pan Bóg. Gdy razu pewnego rozbójnicy napadli na klasztor, spalili go i zakonników ciężko poranili, Gwalbert wszystkich od razu znakiem Krzyża świętego uzdrowił. Nad złemi duchami wielką moc posiadał. Za jego czasów plaga świętokupstwa bardzo była rozszerzona. Święty uderzał na nią, z całą powagą jaką mu dawała sława jego świątobliwości. Dla dowiedzenia téj zbrodni pewnemu Prałatowi który się jéj zapierał, na jego rozkaz Piotr, jeden z jego zakonników, przeszedł przez stos rozpalony bez żadnéj szkody. Rozgłos tego wielkiego cudu, przyczynił się do wytępienia w całych Włoszech plagi świętokupstwa.

Późnéj doczekawszy starości, przepowiedział dzień swojego zgonu, zwołał Opatów ze swoich klasztorów, dał im najzbawienniejsze nauki i upomnienia, i polecił aby na grobie jego napisano: „Ja Jan wierzę i wyznaję to wszystko, co Apostołowie głosili, a w czterech Soborach ojcowie święci zatwierdzili.” Potém przez trzy dni jeszcze żyjąc, i ciesząc się ciągle obecnością Aniołów którzy się mu widocznie objawiali, przyjąwszy Sakramenta święte, mając lat siedemdziesiąt ośm zasnął w Panu, dnia 12 Lipca roku Pańskiego 1073. Kanonizowany został przez Papieża Celestyna III-go.

Pożytek duchowny

Że święty Gwalbert, przezwyciężając w sobie uczucie zemsty przez pamięć na Pana Jezusa, pozyskał za to tak wielkie łaski boskie iż Świętym został, niech to cię przekona, jak miłém jest Panu Bogu, wyrzucanie z serca naszego, wszelkich uczuć przeciwnych miłości bliźniego. Wejrzyj w głąb twojego, czy w niém nie tli jaka iskierka zemsty lub niechęci, dla któréj Pan Bóg wstrzymuje te łaski najobfitsze, którebyś otrzymał gdybyś tego nie miał sobie do wyrzucenia.

Modlitwa (Kościelna)

Niech nas, prosimy Cię Panie, wstawienie się błogosławionego Gwalberta Opata, poleci miłosierdziu Twemu, abyśmy to, czego własnemi zasługami otrzymać nie jesteśmy godni, za jego pośrednictwem dostąpili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 578–580.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 556–557

Miłość nieprzyjaciół jest przykazaniem Bożym. Już w Starym Zakonie przykazał Bóg odpuszczać urazy i w potrzebie ratować nieprzyjaciela. „Nie szukaj pomsty, ani pamiętać będziesz krzywdy sąsiadów twoich. Gdy upadnie nieprzyjaciel twój, nie wesel się, a z upadku jego niech się nie raduje serce twoje. Jeżeli łaknie nieprzyjaciel twój, nakarm go; jeżeli pragnie, daj mu się wody napić”.

Toż samo nakazuje Ewangelia. Pan Jezus nauczał: „Miłujcie nieprzyjaciół waszych, czyńcie dobrze tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, co was przeklinają, a módlcie się za tych, którzy was potwarzają”.

Tak nauczają i apostołowie Pańscy.

Jest to wielkie przykazanie. Bóg nie przyjmie żadnej ofiary od tego, kto się z nieprzyjacielem nie chce pojednać. Obrazi nas kto, to nie jesteśmy obowiązani iść i prosić o przebaczenie, ale mamy obowiązek przebaczyć.

Bez miłości nieprzyjaciół Pan Bóg nie odpuści grzechów. Raz na zawsze jest wyrok Jezusowy: „Jeśli nie odpuścicie ludziom, i Ojciec wasz niebieski nie odpuści wam”. Kto nie chce darować nie przyjacielowi, choć ten stara się pojednać, temu i Bóg nie odpuści, choćby zresztą za grzechy swoje rzewne łzy wylewał, choćby się spowiadał, choćby surowo pościł, choćby się do krwi dyscyplinował, choćby głowę swoją posypał popiołem. Takiego człowieka Bóg nie może uznać i przyjąć za syna.

Powie kto: „To przykazanie nad moje siły”

Niewątpliwie to przykazanie sprzeciwia się bardzo naszej naturze, naszym skłonnościom; ale od czego łaska Boża?

Już u pogan znajdujemy wzniosłe przykłady tej miłości. Niejaki Focjon, słynny wódz, skazany przez ziomków na śmierć, zaklinał swego syna, żeby im tego nie pamiętał.

Chrześcijanie odbierają osobną łaskę do łatwiejszego wypełnienia tego przykazania. Odkąd Pan Jezus rozpięty na krzyżu odpuszczając modlił się za nieprzyjaciół swoich, odtąd miliony szły za Jego przykładem.

Ktokolwiek mówisz, że nie możesz odpuścić, spojrzyj na Jezusa, spojrzyj na Świętych!

W nagrodę za tę miłość nieprzyjaciół wiara obiecuje najpierw odpuszczenie grzechów. Nie podobna to rzecz, by Bóg odmówił nam odpuszczenia grzechów, jeżeli my miłościwie obchodzimy się z nieprzyjaciółmi, bo nie może do puścić, byśmy go niejako przewyższyli w miłosierdziu. Pan Bóg odpuszcza za to grzechy powszednie, uchybienia codzienne. Kto pogrążony w grzechach ciężkich, temu daje łaskę żalu, szczerej pokuty.

Potem obiecuje za tę miłość osobną chwałę w Niebie. Ojcowie święci nauczają, że kto miłuje nieprzyjaciół, jest już doskonałym. Święty Bernard nazywa tę cnotę cnotą Boską.

Gdy rozważymy obietnicę Boga, że chce wszystko odpuścić, że chce dać w Niebie najświetniejszą koronę, nie podobna, byśmy nie mieli podać ręki nieprzyjacielowi, choćby nas ten nieprzyjaciel nie wiedzieć jak ciężko obraził. Z najsłodszego Serca Jezusowego czerpmy tę miłość, która nawet na krzyżu rozpięta prosiła Ojca o odpuszczenie tym, którzy ją ukrzyżowali.

Tags: św Jan Gwalbert „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna zemsta ubóstwo miłość nieprzyjaciół
2020-06-02

Św. Marcelina i Piotra Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 280.

(Szczegóły ich męczeństwa opisane były przez świętego Darasza Papieża, w ich wieku żyjącego.)

Święty Marcelin był kapłanem w Rzymie, a święty Piotr klerykiem i Egzorcystą: to jest przeznaczonym do sprawowania obrzędu wypędzania czartów z ciał opętanych. Żyli przy końcu wieku trzeciego.

Wysoka ich świątobliwość i gorliwość w służbie Kościoła, ściągnęła na nich uwagę pogan, w chwili gdy cesarz Dyoklecyan rozpoczął srogie prześladowanie chrześcijan. Piotra imię głośném się stało, z powodu cudów jakie czynił; oskarżono go téż przed Serenem zastępcą podówczas Wielkorządcy Rzymskiego, jako głównego przeciwnika czci oddawanéj bożyszczom. Został schwytany, kilkakroć okrutnie ochłostany, i w końcu w kajdany okutego wtrącono do więzienia.

Zamknięty w ciemnéj piwnicy, okryty ranami, nie posiadał się z radości, że mu dał Pan Bóg cierpieć za wiarę świętą i dzień i noc opiewywał chwałę Najwyższego. Dnia pewnego zauważał, że jego strażnik, nazwiskiem Artemi, bardzo był zasmucony i ciągle miał łzy w oczach. Święty spytał go o powód zmartwienia. „Płaczę, powiedział mu strażnik, gdyż córka moja którą bardzo kocham od lat kilku opętaną jest od złego ducha, który ją ciężko dręczy, wykręcając jéj wszystkie członki, i własnie wyszedłszy z domu w takim stanie zostawiłem ją teraz.” – „Jeśli to tylko jest powodem twojego smutku, odrzekł Święty, łatwo cię w tém pocieszyć.” – „A to w jaki sposób?” zapytał Artemi. – „Wyzwalajac od czarta twoję córkę” odrzekł mu sługa Boży. – „Zapewne, powiada Artemi, ale któż z ludzi albo z bożków mocen to uczynić?” – Ja, mówi Piotr święty, a to przez moc Jezusa Chrystusa, prawdziwego Boga któremu służę.” Strażnik uśmiechnął się na te słowa i „jeżeli tak jest, powiada, jakżeś ty głupi, że wszechmocności swego Pana nie używasz dla wydobycia siebie samego z więzienia i z kajdan.” – „Może mnie wybawić i z więzienia i z kajdan Pan mój Jezus Chrystus, odrzekł Piotr, lecz właśnie z miłości Swojéj ku mnie nie czyni tego, aby mi za to wieczną koroną zapłacił. Dla chrześcijanina męki i śmierć poniesione za wiarę, są największém szczęściem.” – „Cokolwiekbądź, rzekł Artemi, jeżeli chcesz abym w Boga twojego uwierzył, skrusz twoje kajdany, wyjdź z więzienia pomimo żołnierzy którzy cię strzegą, i uzdrów moję córkę.” I to mówiąc z szyderstwem, odszedł, a jeszcze pilniéj niż wprzódy zamknął rygle i silniéj obwarował wejście do więzienia Piotra.

Artemi przybywszy do domu rzekł do Kandydy żony swojéj: „Mam w więzieniu młodego chrześcijanina, który dostał pomieszania zmysłów: wyobraża sobie że z mocy Jezusa Chrystusa, którego Bogiem uznaje, wyzwoli od szatana córkę naszę Paulinę. Ja zaś mu powiedziałem, aby dla dowiedzenia mi wszechmocności swojego Boga, sam najprzód wyzwolił się z więzienia i tu przyszedł, a odchodząc podwójne kajdany włożyłem na niego, i straż pomnożyłem.” – „Lecz jeśli on, odpowiedziała Kandyda, dotrzyma słowa, wtedy będzie to dowodem, że Bóg jego jest Bogiem prawdziwym.” – „Chybaś i ty oszalała, odrzekł Artemi; gdyby Jowisz ze wszystkiemi naszemi bożkami chciał go wydobyć z więzienia, niedokazałby tego.” Tak rozmawiali, gdy oto Piotr cudownie z więzienia wybawiony, stanął przed nimi odziany w bieli i krzyż trzymający w ręku. Na widok tak wyraźnego cudu Artemi i Kandyda padli do nóg Świętemu, i rozpływając się we łzach zawołali: „Zaprawdę wszechmocnym jest Chrystus Bóg Chrześcijański!” Nadbiegła téż i Paulina, a dowiadując się co się stało, gdy do nóg Piotra także upadła, w téjże chwili od złego ducha uwolnioną została, który wyszedł z niéj wołając: „O! Pietrze, moc Jezusa Chrystusa która jest w tobie wygania mnie.”

Rozgłos tego cudu, ściągnął do mieszkania Artemiego wielką liczbę pogan, którzy takim objawem mocy Bożéj nawróceni, prosili o Chrzest święty. Piotr poszedł po błogosławionego Marcelego, aby on jako kapłan, przygotował ich do Chrztu świętego i ten Sakrament im udzielił. Tymczesem Artemi udał się do więzienia, i uwolnił wszystkich chrześcijan i tych pogan którzy oświadczyli iż chcą przyjąć wiarę świętą.

Choroba, w którą podówczas zapadł był Sereniusz Wicerządca Rzymski, dała czas świętemu Marcelemu i Piotrowi, przez kilka tygodni wyuczać zasad religii nowonawróconych, i usposabiać ich do męczeństwa. Lecz skoro ten tyran wyzdrowiał, zawezwał do siebie Artemiego i rozkazał mu aby wszystkich więźniów stawił przed nim. – „Panie, odrzekł mu strażnik, w więzieniu nie masz nikogo, a tylko Marcelin kapłan, Piotr Egzorcysta i ja, gotowi jesteśmy na twoje rozkazy.” Sereniusz dowiedziawszy się o wszystkiém, kazał zbić Artemiego ołowianemi knutami, a przyzwawszy Marcelina i Piotra rzekł do nich: „To samo i was czeka, jeśli nie wyrzeczecie się Jezusa Chrystusa, oddając zaraz cześć bogom naszym.” – „Broń nas Boże, odpowiedział święty Marcelin, od takiéj zbrodni: jeden jest Bóg tylko Jezus Chrystus, mocą którego twoi więźniowie wyzwoleni zostali. Nie obwiniaj nas o cud ten, lecz i sam poznaj w nim Boga prawdziwego i cześć Mu oddaj.”

Na to Sereniusz wpadłszy w gniew straszny, kazał okrutnie zbić Marcelina, do krwi sieczonego zaprowadzić do więzienia i położyć na kawałkach szkła potłuczonego. Do Piotra zaś powiedział: „Jeśli dziś ofiary Bogom nie uczynisz, jutro oddam cię na pożarcie dzikim zwierzętom.” Na co Piotr mu odrzekł: „Dziwię się iż cię Sereniuszem 1 to jest świetnym zowią, boś ty jest ciemny, sądząc iż groźbą męki, potrafisz przywieść mnie do odstępstwa wiary świętéj, i gdy zamiast iżbyś prosił Marcelina jako kapłana, aby cię on ochrzcił i z grzechów rozwiązał, tyś go skatować i uwięzić kazał. Ostrzegam cię iż on z téj męki w Niebie weselić się będzie, ale ciebie wieczny płacz czeka.” Usłyszawszy to Sereniusz kazał świętego Piotra wtrącić także do więzienia i wziąść na tortury. Lecz Pan Bóg przybył obu tym świętym Męczennikom znowu na pomoc. Tejże nocy wszedł do więzienia Marcelina Anioł, zdjął z niego kajdany i poszedłszy z nim do Piotra, i jego z tortury wyzwolił, a potém obydwóch zaprowadził na miejsce gdzie chrześcijanie tajemnie zgromadzeni byli na modlitwę. Obaj Święci kilka dni jeszcze mogli z niemi przebywać, utwierdzając ich w wierze i przygotowując do śmierci męczeńskiéj,

Tymczasem Sereniusz dowiedziawszy się o powtórnéj ucieczce Marcelina i Piotra, całą złość swoję wywarł na Artemiego, jego żonę i córkę, których kazał zaprowadzić do świątyni Jowisza, aby tam cześć bożkom oddali, a gdyby tego uczynić nie chcieli, aby ich na placu publicznym ukamienowano. Artemi, Kandyda i Paulina nie odstąpili Chrystusa, i poprowadzeni zostali na stracenie. Wiedziono ich około miejsca, gdzie właśnie święty Marcelin w ukrytéj pieczarze odprawiał Mszę świętą dla zgromadzonych chrześcijan. Ukończywszy je, wraz z świętym Piotrem towarzyszył prowadzonym na Śmierć, utwierdzając ich w świętéj wierze, i zachęcając do pozyskania korony męczeńskiéj.

Wkrótce téż dostąpili oni tego szczęścia. Sereniusz kazał ich niezwłocznie schwycić, a obawiając się wzburzenia ludu, u którego ci obaj słudzy Boscy w wielkiéj czci zostawali, kazał ich stracić za miastem w lesie zwanym bór czarny, a który po ich męczeństwie przezwany został lasem białym. Gdy nadeszli na miejsce gdzie ich zamordować miano, sami dwaj Męczennicy powycinali krzaki i oczyścili plac, na którym mieli być traceni. Potém pomodliwszy się i ucałowawszy jeden drugiego, wyciągnęli szyję pod miecz katowski i poszli do Nieba. Ponieśli męczeństwo około roku Pańskiego 304.

Zwłoki ich wrzucone w pieczarę wśród lasu w którym ścięci zostali, pozostawały tam, aż pewna świątobliwa niewiasta imieniem Lucylla, zawiadomiona przez objawienie gdzie się znajdują, wydobyła je ztamtąd, i na właściwszém pochowała miejscu. Relikwie świętych Marcellina i Piotra w roku Pańskim 826, przeniesione zostały do Niemiec i umieszczone w kościele Opactwa Selingstadtskiego.

Pożytek duchowny

Litość jaką święty Piotr, trzymany w więzieniu okazał nad swoim strażnikiem zasmuconym chorobą córki, była początkiem tylu cudów i tylu cnót heroicznych, które podziwiałeś w dopiéro co przeczytanym żywocie. Niech cię to uczy, jak miłemi są w oczach Boga dowody naszéj miłości i współczucia dla cierpiącego bliźniego, a szczególnie gdy na takowe zdobywamy się względem naszych nieprzyjaciół.

Modlitwa (kościelna)

Boże który nas doroczną uroczystością błogosławionych Męczenników Twoich Marcelina i Piotra rozweselasz, daj prosimy, abyśmy ciesząc się ich zasługami, do coraz wierniejszéj Tobie służby, przykładem ich pobudzeni byli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 453–455.

Footnotes:

1

Po łacinie Seremus znaczy świetny, wypogodzony.

Tags: św Marcelin i św Piotr „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik miłość nieprzyjaciół egzorcysta
2020-04-19

Św. Leona IX Papieża

Żył około roku Pańskiego 1054.

(Szczegóły życia jego wyjęte są z żywotów Papieżów i dziejów Kościoła.)

Święty Leon urodził się w Alzacyi 21 Czerwca 1002 roku. Ojciec jego miał imię Hugo, a matka Helwida; oboje pochodzili ze znakomitych rodzin, połączonych z domami panującemi i byli bardzo pobożni. Matka, gdy go jeszcze w łonie swojém nosiła, miała sobie objawioném iż dziecię jéj będzie bardzo miłe Bogu, i w témże objawieniu otrzymała polecenie aby mu dać imię Bruno. Gdy przyszedł na świat, miał na ciałku kilkanaście znaków w kształcie wyraźnych krzyżyków, co pobudziło tém bardziéj świątobliwą matkę, że go od lat najmłodszych do pobożności wprawiała. W piątym roku powierzyła jego wychowanie Bertoldowi, Biskupowi Tulskiemu (Toul), prałatowi wielkiéj świątobliwości, który kształcąc go w naukach, ćwiczył szczególnie w cnotach chrześcijańskich. W młodym wieku ciężko zapadł był na zdrowiu, lecz kiedy już żadnéj nie było nadziei aby go od śmierci wyratowano, okazał mu się we śnie święty Benedykt i cudownie go zleczył.

Po ukończeniu nauk, wstąpił do stanu duchownego, i zostawszy kanonikiem, wysłany był na dwór cesarza Konrada swojego blizkiego krewnego. Tam odznaczył się taką dobrocią, uprzejmością i miłosierdziem dla ubogich, że dla rozróżnienia go od kilku innych księży tegoż imienia, przezwano go Bruno-dobry. Dowiedziawszy się iż cesarz Konrad zamyśla uczynić go Biskupem, i zamierza obsadzić na najbogatszéj w państwie swojém stolicy, najprzód opierał się temu długo, a gdy musiał uledz woli cesarza, wszelkich dołożył starań aby się mu dostało jak najuboższe Biskupstwo. Jakoż został Biskupem Tulskim (Toul) które było jedno z najmniéj uposażonych w całém cesarstwie.

Pierwszém jego staraniem po objęciu rządów Dyecezyi, było wprowadzenie właściwéj karności w duchowieństwie świeckiém, i ścisłego zachowania Reguł po Zakonach tak męzkich jak i żeńskieh. Wybudował klasztor w mieście Portswawie dla zakonnic, które tam obsadził pod przełożeństwem znakomitéj i wielkiéj świątobliwości pani imieniem Berzena. Jałmużny czynił tak hojne, że bardzo często sam bywał w niedostatku. Codziennie kilkunastu ubogich przyjmował do własnego stołu i umywał im nogi, na pamiątkę wieczerzy Pańskiéj. Posiadał łaskę rzewnéj pobożności. Przy Mszy świętéj, i przy odmawianiu pacierzy kapłańskich zalewął się łzami. W chwilach wolnych od obowiązków swojego pasterstwa, pisał hymny na cześć Świętych, a przytém znając dokładnie i muzykę układał do nich śpiew odpowiedni. Słodycz, pokora i miłość z jaką był dla każdego, zjednała mu wszystkich serca, a że obok tych przymiotów posiadał i dar wymowy, ztąd w kazaniach jakie ciagle miewał, najzbawienniejszy wpływ wywierał na powierzoną sobie trzodę.

Nie zabrakło mu téż pola i do objawienia cnoty pokory i miłości nieprzyjaciół. Ponieważ w wielkim był u cesarza poważaniu, zawistni ludzie, wszelkiemi sposobami starali się mu szkodzić. Znosił to wszystko najcierpliwiéj, i najotwartszym wrogom swoim, gdy tego potrzebowali, właśnie wpływem swoim u dworu, różne łaski wyjednywał. Używany był przez cesarza do różnych najważniejszych spraw kraju, i wiele się przyczynił swojém poselstwem do króla francuzkiego Roberta, do ustalenia pokoju między nim a Konradem. Co roku udawał się do Rzymu, dla uczczenia tam grobu świętych Apostołów i oddania czci należnéj najwyższéj Głowie Kościoła,

W roku 1048 znajdował się na walnym sejmie w mieście Worms, na który cesarz Henryk II zwołał był wszystkich Biskupów i książąt cesarstwa, dla położenia tamy szerzącemu się rozdwojeniu w Kościele, z powodu nieprawnego obioru na papiestwo Benedykta IX. Tam właśnie, wbrew jego woli i gdy najmniéj tego spodziewał się, obrano świętego Leona Papieżem, upatrując w nim te wysokie zalety, jakie szczególnie w tak niespokojnych dla Kościoła czasach, były w najwyższym Pasterzu niezbędnemi. Piszą, iż mowa jaką miał wtedy do zgromadzonych Ojców Soboru, w któréj prosił ich i zaklinał aby inny wybór zrobili, była arcydziełem wymowy, a co dla niego nierównie zaszczytniejszém dowodziła w nim najgłębszéj pokory. Nie mogąc już tego odwrócić, udał się do Rzymu w odzieniu ubogiego pielgrzyma i pieszo, a jako spadkobierca i władzy i sposobu życia świętego Piotra Apostoła, zasiadł na Stolicy Apostolskiéj przybierając imię Leona IX. W drodze téj miał kilką cudownych widzeń, w których Pan Bóg nakazywał mu jak najtroskliwsze staranie około przywrócenia Kościołowi, Oblubienicy Syna Bożego, jéj pierwotnéj i właściwéj świetności, i wskazał mu wtedy szczególne i najwłaściwsze ku temu środki. Zwoływał téż kilkakrotnie Sobory, i osobiście na nich przewodził. Na takowych pomiędzy innemi najniezbędniejszemi postanowieniami, ogłoszone zostały najsurowsze kary kościelne za małżeństwa kazirodzkie, będące ówczesną plagą Kościoła, jako téż i dotknięto klątwą występek świętokupstwa, pozbawiając władzy biskupiéj tych którzy okazali się winnymi téj zbrodni. A także głośne podówczas a bezbożne błędy Beranżera potępione zostały, i sam Święty Leon uczoném dziełem wyświecał je i zbijał.

Pomimo słabego zdrowia, wiódł życie bardzo umartwione: ścisłe zachowywał posty, i wiele godzin w nocy poświęcał modlitwie. Odbywał przytém, dla ważnych potrzeb Kościoła, długie po różnych krajach podróże. Będąc we Francyi w mieście Rejms, wydobył zwłoki świętego Remigiusza głównego Patrona Francyi, i z wielką uroczystością umieścił je w kościele Opactwa pod jego wezwaniem wzniesionego. W wielu innych krajach podobnym obrzędom osobiście przewodniczył, przy których licznie zgromadzone ludy garnęły się do Sakramentów świętych, i słuchały nauk miewanych i przez samego Papieża i przez kapłanów umyślnie do tego wybranych.

Przy końcu papiestwa świętego Leona, Normandowie, napastniczy i niespokojny naród, zagrabili byli kilka prowincyi włoskich do stolicy Apostolskiéj należących. Papież zawezwał pomocy wojsk cesarskich, lecz te pobite zostały i sam ten Ojciec święty najprzód oblężony w zamku do którego się schronił, wzięty został do niewoli i uwieziony do miasta i twierdzy Benewentu. Zatrzymany tam był przez rok cały, lecz Normandowie uderzeni jego świątobliwością, obchodzili się z nim z największém uszanowamiem. Święty Leon zaś przez czas pobytu swojego w téj niewoli, podwoił umartwień ciała, i największą część i dnia i nocy przepędzał na modlitwie. Sypiał na gołéj ziemi przykrytéj dywanem, biorąc kamień pod głowę. Przytém, o ile mu na to starczyło wspierał ubogich w mieście w którém był zatrzymany, i sam ich nawiedzał. Razu pewnego udając się wśród nocy zimowéj do kościoła nieco odległego od swego mieszkania, i to według swego zwyczaju idąc bez obuwia, spotkał biednego trędowatego, leżącego przy ulicy i drżącego od zimna. Wziął go na barki i poniósł do swego mieszkania, chcąc go umieścić w łóżku własném bardzo wygodném, a na którém sam nigdy nie sypiał: lecz gdy wchodził do komnaty, trędowaty znikł nagle, z czego poznał Święty, iż był to sam Pan Jezus, który chciął przez to dać mu sposobność do czynu tak wielkiego miłosierdzia.

Po roku pobytu swojego w Benewencie, zapadł na zdrowiu i poczuł że blizkim jest śmierci. Zapragnął udać się do Rzymu, na co Normandowie nie tylko zezwolili, lecz go sami zanieśli, (gdyż dla słabości zdrowia już inaczéj podróżować nie był w stanie) aż do miasta Kapuy, i tam ze łzami pożegnali, bowiem nie jako swojego niewolnika, lecz najukochańszego Pasterza go poczytywali.

Wróciwszy do Rzymu, już bardzo chory przywołał do siebie Kardynałów, Biskupów i całe duchowieństwo i długą miał do nich przemowę, udzielając im najzbawienniejszych upomnień jako najwyższy Pasterz. Potém kazał zanieść się do kościoła świętego Piotra, gdzie przyjąwszy ostatnie Olejem świętym namazanie, w te słowa głośno się modlił: „Panie nieprzebranego miłosierdzia i Odkupicielu ludzi! Tyś jedyną moją nadzieją i moim ratunkiem. Jeśli chcesz abym jeszcze pracował około zbawienia ludu Twojego, nie uchylam się od trudu; lecz jeśliś postanowił wziąść już do siebie sługę Twego, racz nie przedłużać mojego wygnania.” Zanieśli go napowrót na łóżko, wysłuchał jeszcze Mszy świętéj, przy niéj przyjął Wiatyk, a prosząc aby go samego z Bogiem zostawili, skonał spokojnie, podczas dziękczynnych modlitw, po przyjęciu przenajświętszego ciała Pańskiego. W chwili jego śmierci, wszystkie dzwony przy kościele świętego Piotra same zaczęły dzwonić, żadną ludzką nieporuszane ręką.

Za życia jeszcze wiele uczynił cudów. Uzdrowił pięćset osób dotkniętych morowém powietrzem, przez podanie im do picia wina przez niego święconego i dotkniętego relikwiami Świętych. Przybywszy razu pewnego nad rzekę Nerę, tak wezbraną że od dni kilku nikt przez nią przeprawić się nie mógł, znakiem Krzyża świętego w téjże chwili sprowadził jéj wody do zwykłego koryta. Po śmierci także licznemi zasłynął cudami.

Pożytek duchowny

Święty ten Papież wzięty do niewoli, tak swojemi cnotami zjednał sobie miłość i szacunek nieprzyjaciół, że go nie jak niewolnika, lecz jak ojca swojego kochali i poważali. Narzekasz może, na złe obchodzenie się z tobą osób ci nieprzyjaznych, a nie widzisz że twoje własne postępowanie, albo wywołuje ich niechęć, albo nie umie jéj rozbroić.

Modlitwa

Boże! któryś błogosławionego Leona Papieża, tak wielką miłością obdarzył, że nią i serca swoich nieprzyjaciół zjednać sobie potrafił; spraw prosimy przez jego zasługi, abyśmy każdego nam nieprzychylnego, pokorą, słodyczą i miłością zjednać sobie umieli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 304–306.

Tags: św Leon IX „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież miłość nieprzyjaciół
2020-03-28

Św. Sykstusa Papieża

Żył około roku Pańskiego 440.

Święty Sykstus trzeci tego imienia Papież, był Rzymianinem; przyszedł na świat przy końcu czwartego wieku. Mało pozostało szczegółów tyczących się pierwszych lat jego życia; lecz już to samo że młodym będąc wyniesiony został na godność kapłańską, w czasach gdy jéj udzielano tylko mężom wyprobowanéj cnoty, każe wnosić, że od najmłodszych lat odznaczał się wysoką świątobliwością.

Gdy już przez pewien czas sprawując obowiązki kapłańskie, powszechne i szczególne zjednał był sobie w Rzymie poważanie, Pelagianie kacerze podówczas błędy swoje szerzący, chcąc je poprzeć powagą Sykstusa, rozpuścili wieść fałszywą jakoby ten świątobliwy kapłan, nie tylko podzielał ich naukę, lecz był głównym jej poplecznikiem. Święty, skoro się o tém dowiedział, starał się wszelkiemi sposobami przekonać uwiedzioną publiczność iż go oczerniono. Nie tylko w kilku swoich kazaniach, wyklinał z ambony błędy Pelagianów, lecz w listach publicznie ogłoszonych, uczenie zbijał ich zasady, i uciekając, się nawet i do praw cywilnych, przeciw odszczepieńcom wydanych, starał się przywieść ich do odstąpienia fałszywéj nauki. Odwołując się do okolnego listu Papieża Zozyma potępiającego naukę Pelagiusza, pisał o tém do Aureliusza Biskupa Kartagińskiego i do świętego Augustyna. Wielki ten Doktor Kościoła dwoma listami odpowiedział, winszując mu gorliwości z jaką powstaje przeciw Pelagianom, i w jednym z nich tak się wyraża. „Trudno mi wyrazić jak wielką pociechę sprawił mi list twój: Co się zaś tyczy listu twego do Biskupa Aureliusza, nie tylko żem go sam odczytał, lecz aby go rozpowszechnić, kazałem go na wiele rąk przepisać, gdyż pragnę aby wszyscy poznali twój mądry i pełen miłości pogląd na zgubne błędy Pelagianów, którzy zaprzeczają działania łaski, niepomni że ją Bóg udziela według woli Swojéj i wielkim i maluczkim. Z większém jeszcze zadowoleniem, czytałem wyborne Twoje dzieło napisane w obronie téjże nauki o łasce Chrystusowéj, w której zbijasz jej przeciwników, i wszelkiego dokładam starania, aby tę książkę wszyscy w ręku mieli. Bo cóż może być zbawienniejszego, nad obronę tak dzielną zasad naszéj wiary świętéj, a obronę wychodzącą zpod pióra tego właśnie, o którym nieprzyjaciele Kościoła przechwalają się jakoby go mieli głównym poplecznikiem swoich kacerskich zasad.” W drugim liście święty Augustyn przyznaje Sykstusowi ten zaszczyt, a raczéj zasługę, że on pierwszy, będąc jeszcze tylko kapłanem, publicznie potępił zgubne błędy Pelagianów.

W téjże właśnie porze nastąpiła śmierć Papieża świętego Celestyna, i Sykstus wstąpił po nim na Stolicę Apostolską. Wyniesionym został na tę najwyższą godność 26-go Kwietnia roku Pańskiego 432, a to z tak wielkiém i powszechném całego duchowieństwa i ludu zadowoleniem, jak tego jeszcze nigdy nie widziano.

Od pierwszych chwil swojego Papiestwa, całe usiłowanie zwrócił na wykorzenienie nieszczęsnych kacerstw, które świeżo wprawdzie były powstały, lecz już Kościoł cały srodze trapiły. Bezbożne kacerstwo Nestoryusza, potępione już było przez świętego Celestyna w roku 430, a następnie w Efezie przez Sobór powszechny, który złożywszy tego herezyarchę z godności Biskupiéj, zamknął go był w klasztorze świętego Eurepiego w Antyochii. Święty Sykstus, jako miłościwy pasterz, litując się nad tą zbłąkaną owieczką, pisał do niego, usiłując nawrócić go do wiary świętéj, lecz było to napróżno. Nestoryusz nie tylko nie usłuchał ojcowskiego wezwania Sykstusa, lecz biorąc za pozór swoich z nim dobrych stosunków, list jaki od niego odebrał, przechwalał się, że Papież jego naukę podziela. Wszakże i tą razą wierni prędko z błędu wyprowadzeni zostali. Święty Sykstus ogłosił listy swoje do świętego Cyrylla i do Jana Antyocheńskiego Biskupa, gdy ten odstąpił sekty Nestoryeńskiéj, a w tych pierwszego zachęca do gorliwego powstawania przeciw téj bezbożnéj herezyi, a drugiemu winszuje że się z niéj wywikłał. Poleca im aby z wszelką miłością przyjmowali szczerze na łono Kościoła wracających, lecz wymaga aby nie oszczędzano upartych. W skutek to tych listów, nieszczęsny Nestoryusz coraz uporczywiéj przy swoich błędach obstający, wysłany został na wygnanie, na którém umarł. Wiadomo iż przed śmiercią miał język stoczony od robactwa, za karę bluźnierstw, jakie miotał przeciw Przenajświętszéj Pannie odmawiając Jej tytułu Matki Bożéj.

Nieustająca gorliwość Sykstusa, przeciw coraz zuchwaléj podnoszącym za jego Papiestwa głowę kacerzom, wywołała nowe na niego z ich strony oszczerstwa. Dotąd czernili zasady jego wiary, teraz już targnęli się na nieposzlakowaność jego obyczajów. Niejaki Bassus, człowiek bardzo majętny i w znaczeniu będący, lecz podejrzanéj wiary, oskarżył go o straszną zbrodnię. Zarzucił mu uwiedzenie młodéj dziewicy poświęconej Bogu. Oskarżenie takowe, stawszy się publiczném, było powodem tak wielkiego zgorszenia, że cesarz Walentynian, uznał potrzebném aby zwołano Sobór, dla jak najuroczystszego oczyszczenia Sykstusa z tak ciężkiego zarzutu. Jakoż zgromadziło się pięćdziesięciu sześciu Biskupów, niewinność Świętego została najoczywiściéj dowiedzioną, a oszczerca prawnie o zbrodni przekonany, karą klątwy kościelnéj dotknięty został. Cesarz i żona jego Placydya, oburzeni na tak wielką złość Bassusa, nie poprzestając na wyroku Soboru, karą duchowną tylko go dotykającego, wskazali go na więzienie i zabranie majątku jego na rzecz Kościoła. Sykstus robił co tylko w jego mocy było aby oszczercę swojego od téj kary uwolnić, albo przynajmniéj złagodzenie jéj od cesarza otrzymać. Niemogąc nic uzyskać, gdy tenże Bassus w więzieniu zachorował, Papież odwiedzał go często, doglądał najtroskliwiéj, sam go na śmierć dysponował, a ujętego tak wielką miłością tego któremu najcięższą zadał był na sławie krzywdę, szczerze nawróconego od klątwy rozgrzeszył. Po śmierci zaś jego sam go pochował. Trudno wyrazić z jak niezmordowaną gorliwością, pracował ten święty Papież, nad wytępieniem kacerstw, za jego Papiestwa wichrzących Kościołem, a z drugiéj strony nad rozbudzeniem w ludzie wiernym ducha pobożności, i utwierdzeniem w duchowieństwie karności kościelnéj. Jemu zawdzięczała dyecezya Rawetańska, świętego Piotra Złotoustego, którego świątobliwość poznawszy przez objawienie, zrobił Biskupem tego miasta.

Pasterska piecza jego rozciągała się i do materyalnego stanu kościołów w Rzymie. Powodowany szczególném nabożeństwem, jakie miał do Matki Bożej, odbudował starożytną Bazylikę Liberyusza, poświęconą na kościoł przenajświętszej Panny, który odtąd nazwano Sancta Maria Major, to jest kościołem Matki Bożej najwspanialszym. Ofiarował do tegoż kościoła cały szczerosrebrny ołtarz, wielką liczbę kielichów, świeczników, kadzielnic, koron, i innych naczyń kościelnych ze złota i srebra ulanych, zapewniwszy mu oraz i znaczne stałe roczne dochody. Wspaniale także przyozdobił kościoł świętego Piotra na Watykanie, a w Bazylice świętego Wawrzyńca, sprawił wielkie kolumny porfirowe i srebrne, jako téż i bogatą kratę oddzielającą Presbiteryum. Lecz prócz tego prawie każdy z kościołów Rzymskich za jego czasów istniejący, zawdzięcza jego hojności dary, które świadczą zarówno o jego pobożności jak i o wielkiéj znajomości sztuk pięknych.

Zasiadał święty Sykstus na stolicy Apostolskiéj około lat óśmiu, a pozostawiwszy liczne i zbawienne ślady swoich mądrych rządów i błogosławioną pamięć wysokich cnót jakiemi jaśniał, poszedł po nagrody za nie do Nieba roku Pańskiego 440. Pochowany został w katakumbach świętego Wawrzyńca, na drodze do Tiwoli. Następcą jego był święty Leon wielki, ulubiony uczeń jego i godny naśladowca.

Pożytek duchowny

Czy tak jak to uczynił święty Sykstus z oszczercą swoim, odpłacając mu dowodami wielkiéj miłości za ciężką krzywdę jaką mu wyrządził, i ty postąpujesz z tymi którzy ci jaką krzywdę lub przykrość wyrządzili? Pamiętaj że miłowanie nieprzyjaciół jest jedném z najwyraźniejszych przykazań Boskich,

Modlitwa

Boże któryś błogosławionego Sykstusa Papieża, świętą miłością względem tego który go ciężko pokrzywdził obdarzył, za jego pośrednictwem i zasługami, spraw prosimy, abyśmy winowajcom naszym z Serca odpuszczając, odpuszczenia ciężkich win naszych tém łatwiéj od Ciebie dostąpili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 246–248.

Tags: św Sykstus „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież Pelagianie Nestoriusz miłość nieprzyjaciół
Pozostałe wpisy
Creative Commons License
citatio.pl by Citatio.pl is licensed under a Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 Unported License.